• Ul. Pruszkowska 29B, 02-118 Warszawa +48 22 846 32 18 kontakt@fingroup.com.pl

    Bezpieczny kurs Twoich finansów
  • Dlaczego słabo radzisz sobie w zarządzaniu finansami firmy?

    Myślisz, że to prowokacyjne pytanie? Wcale nie! Polscy przedsiębiorcy przyznają to sami.

    „Rzeczpospolita” z 20 lutego 2013 r. (str. B9) ujawnia wyniki badań ankietowanych szefów małych i średnich firm z roku 2012, które pokazały, że ich trzy główne niedostatki, to:

    – 58%: braki w wiedzy prawno-podatkowej,

    – 44%: brak wystarczających środków finansowych,

    – 30%: poczucie niewystarczającej wiedzy o prowadzeniu firmy.

    O czym to świadczy?

    Co najmniej o dwóch kwestiach. Po pierwsze, to nasz ulubiony brak inteligencji finansowej (patrz pierwszy tekst mojego bloga). Bo czym jest „wiedza prawno-podatkowa”? Jest głównie wiedzą z obszaru finansów. Bo skąd się bierze „brak środków finansowych”? W znacznej mierze z braku wiedzy finansowej. Bo co oznacza „brak wiedzy o prowadzeniu firmy”? To oznacza co najmniej w połowie brak wiedzy finansowej.

    I po drugie: czy to nie jest jaskrawy dowód na niepokojący dualizm w ich sposobie myślenia i działania? Każdy z nich, to istny Dr Jekyll i Mr Hyde (to porównanie jest dla tych dziwacznych osobników, którzy czytają literaturę piękną i oglądają stare filmy :)).

    Dlaczego?

    Bo – jak widać z tych badań – większość sobie zdaje sprawę, jakie ma braki. Ale jednocześnie, ci sami ludzie nie robią nic (lub bardzo niewiele), aby wiedzę o finansach firmy zdobyć, i dalej, aby środki finansowe do prowadzenia firmy mądrze pozyskiwać.

    Wielu się żachnie: „Jak to!”, „ Ja dużo się nauczyłem, już 3 lata prowadzę sam firmę!”, „ A ja mam fajnego księgowego!”., „ A moi znajomi to przedsiębiorcy/managerowie, oni mnie wiele nauczyli!”, „ A ja skończyłem marketing i zarządzanie!”.

    Tu posłużę się – literackiego języka używając – parabolą. Wczujcie się w temat , proszę.

    Jak działa państwowa Służba Zdrowia, wiemy wszyscy (bez epitetów i wulgaryzmów proszę). Po poczekaniu na wizytę dwa tygodnie, idziemy do lekarza. Mówimy, co nas boli. Lekarz nas posłucha, ewentualnie nas osłucha. I diagnoza gotowa. Recepta wypisana (jakże często firmowym długopisem z jednego koncernu na podkładce koncernu innego).

    Ale inny gość ma dobrego koloru kartę medycznej opieki prywatnej. Też idzie do lekarza. Następnego dnia. Mówi, co go boli. Lekarz posłucha. Skieruje go na specjalistyczne badania. Z wynikami badań – na konsultację do specjalisty. Dopiero po zebraniu informacji z wielu źródeł, podejmie decyzję o kuracji. I jeszcze po kilku dniach zadzwoni pielęgniarka, by sprawdzić, czy wszystko jest dobrze (A potem jeszcze telemarketer działu kontroli jakości).

    A jak Ty, czytelniku, chciałbyś być obsługiwany?

    Śmieszne pytanie, retoryczne, prawda?

    Ale o co chodzi?

    Chodzi o to, że lekarz powinien podjąć decyzję , jeżeli ma wszystkie potrzebne i dostępne, tj. możliwe do uzyskania informacje. Wtedy i diagnoza lepsza i ryzyko błędu mniejsze.

    I mamy głębokie przekonanie, graniczące z pewnością, że wiedza i serwis dostarczone w drugim przypadku, co do zasady będą lepsze niż w pierwszym. I skuteczniejsze.

    (Z pełnym szacunkiem dla tych doświadczonych i mądrych lekarzy z państwowej Służby Zdrowia, którzy potrafią czynić cuda).

    Praktycznie wszyscy staramy się, pomimo ograniczeń ekonomicznych, korzystać z lepszego standardu medycznego. A to pójdziemy do lekarza „prywatnie”. A to kupimy , nawet za kilkadziesiąt złotych miesięcznie serwis, który da nam szybsze terminy i bezpłatnych 2-3 specjalistów. A jak już wejdziemy na wyższy poziom, to wybieramy kartę, najlepiej na całą rodzinę i z dostępem do dobrego szpitala

    Literacka parabola wraca w okolice finansów i biznesu.

    Ciekawe, że o biznesie, w którym tkwią codziennie, właściciele i szefowie firm myślą zupełnie inaczej niż o problemach ze zdrowiem, co, choć ważne, pojawia się relatywnie rzadko.

    Wiedzą (oni, właściciele i szefowie firm – patrz pierwszy akapit niniejszego tekstu), że ich wiedza o finansach jest mizerna. Wiedzą, że od niej zależy byt ich firmy. I raczej rzadko mają barierę w postaci braku środków własnych potrzebnych na właściwy serwis/abonament, gdyż to dużo nie kosztuje (a na pewno mniej niż własny księ…ups, lekarz zakładowy).

    Bo w biznesie i w finansach to zatrudniają na etat doktora, by był pod ręką, choć nie potrzebują go na co dzień, albo idą do tego, który jest najtańszy. A nie pomyślą by skorzystać z takiego, który też może być łatwo dostępny, a który dysponuję pełnym arsenałem narzędzi analitycznych z innymi specjalistami w zasięgu ręki włącznie. I jeszcze oferuje ciekawy abonament stałego klienta.

    Żeby było śmieszniej, to spory procent szefów firm kupuje sobie „Małą encyklopedię zdrowia” i leczą się sami. I mają dobre samopoczucie – gdy wyleczą sobie katar –i myślą, że teraz żadna choroba nie będzie dla nich problemem. A kończy się to często amputacjami…

    Czy cały ten tekst jest ilustracją tego, że warto zrozumieć finanse i warto posiadać inteligencję finansową?

    Czy ten tekst przyczyni się do tego, żeby wyczuć i zrozumieć, że informacje księgowe a finanse zarządcze i controlling finansowy to dwie, zupełnie różne rzeczy?

    Jestem przekonany!

    /Chciałem napisać w tym miejscu: „mam nadzieję”. Ale napisałem ostatecznie, „jestem przekonany”. Bo mam silną wiarę w inteligencję czytelników tego bloga :)/

    A najbardziej Wam życzę, by było Was stać na kaprys kupna swojej własnej, prywatnej kliniki. Bo, jeśli kogoś z Was na to stać, to znaczy że wcześniej mieliście świetnego doradcę/mentora w obszarze zarządzania finansami. 🙂

    .

    Wszystkie prawa zastrzezone | All rights reserved Fingroup 2024