„Podatkowe frazesy rządu”
„Fatalnie dla rządu wypada konfrontacja jego szczytnych haseł z nowymi ustawami podatkowymi i praktyką działania skarbówki.
Mateusz Morawiecki niesie na sztandarach konstytucję dla biznesu. Jako wicepremier i minister odpowiedzialny za gospodarkę chwali się troską, z jaką pochyla się ponoć nad problemami przedsiębiorców. Mówi o przyjaznej interpretacji przepisów i domniemaniu uczciwości przedsiębiorcy.
Ten sam wicepremier – tym razem w roli ministra finansów – wprowadza jednak nową ustawę o Krajowej Administracji Skarbowej, w którym o żadnym domniemaniu uczciwości mowy już nie ma. Wprost przeciwnie – podatnik z założenia traktowany jest jak oszust.”
To początkowy fragment tekstu pani Ewy Usowicz w „Rzeczpospolitej” z 23 II br.
Otóż miałem okazję dwa dni wcześniej przetestować powyższy opis w praktyce.
Zostałem wezwany do Urzędu Skarbowego jako świadek przy okazji kontroli, którą tenże US prowadzi w innej firmie. Zainteresowanie moją osobą i firmą, w której pracuję, spowodowana była tym, że moja firma sprzedaje tamtej firmie towar. Chodzi o towar pospolity i tani. Żadne paliwa, elektronika, itp..
Sprawa, teoretycznie, mnie nie dotyczy. Niemniej przez ponad 2 godziny byłem szczegółowo przesłuchiwany. A pytań dotyczących związków naszych firm było raptem kilka. Przez większość czasu musiałem odpowiadać na wiele pytań niewiele mających wspólnego z tematem. Opis całej mojej kariery zawodowej, pytania o wiele osób nie mających z moją firmą (i, o ile mi wiadomo, z tamtą) łącznie z żądaniem podania okoliczności poznania się, itd., itp.
Na moje uwagi, że pytania nie mają żadnego związku z tematem, obie przesłuchujące mnie panie informowały mnie, że mają takie uprawnienia i z nich korzystają. I już.
Mam 25 lat doświadczeń biznesowych i kilka razy w przeszłości byłem przesłuchiwany (jako świadek wyłącznie J) w urzędach skarbowych , a nawet w prokuraturze. Jestem odporny na zachowania urzędników. Ale nigdy nie czułem się tak podle, jak tym razem. Sprawa mnie nie dotyczy, współpracuję z tym US dostarczając dokumenty czy udzielając wyjaśnień. Ale ilość i zakres pytań był taki, że miałem poczucie, jak pisała wyżej dziennikarka, że „z założenia byłem traktowany jak oszust”. Na dodatek wraca to, co – tak myślałem – istniało tylko dawno, dawno temu. A mianowicie, poczucie wyższości „władzy”, że ja jestem tylko małym pionkiem, na którego łatwo będzie coś znaleźć.
Mogę sobie łatwo wyobrazić, jak w takiej sytuacji mogą czuć się ludzie młodzi, początkujący przedsiębiorcy, czy nawet tylko mniej odporni.
Ilu z nich pomyśli (a potem to zrobi): „A na co mi to? Po cholerę mam się stresować? Może zamknąć biznes, zwolnić pracowników, pójść gdzieś na etat i mieć święty spokój?”
I tak zabija się przedsiębiorczość i poczucie bezpieczeństwa obywateli.
Noooo….., chyba, że mój przypadek był wyjątkowy ? Albo moje odczucia z gruntu fałszywe?
Co myślicie, szanowni czytelnicy?
Ireneusz Trąbiński