• Ul. Pruszkowska 29B, 02-118 Warszawa +48 22 846 32 18 kontakt@fingroup.com.pl

    Bezpieczny kurs Twoich finansów
  • Jarosław Tuczko: Mamy Kryzys

    Nie wiadomo, czy mamy kryzys w rzeczywistości czy w naszych wyobraźniach, ale jeżeli już za sprawą mediów zadomowił się kryzys w naszych wyobraźniach, to i w rzeczywistości też się pojawi. Ta współzależność znana jest ezoterykom i „świrom” od energii, do których sam się zaliczam, jak i zupełnie nienormalnym psychologom wychowanym na naukach Freuda, który zakładał, że wszystkie nasze zachowania mają podtekst seksualny, w tym również i kryzys gospodarczy.

    A jak ta teoria odzwierciedla się w praktyce? Ano prosto. Kowalski przeczytawszy w gazecie, że jest kryzys, nie robi nic, tylko obserwuje. Szybko dochodzi do wniosku, że nic się nie dzieje, ale kolejnego ranka znowu czyta gazetę, a tam nowy kryzys. Zatem zdezorientowany Kowalski stwierdza, że skoro jest kryzys, ale go nie widać, a jak wiadomo najgorszy wróg to taki, którego nie widać, to trzeba być ostrożnym. Wychodzi więc do sklepu i myśli sobie, że to się nawet dobrze składa, bo czas na odchudzanie, co łatwo połączyć sobie z zakupem dwóch bułeczek mniej na śniadanie. Wyda mniej pieniędzy, będzie zdrowszy i szczuplejszy, czyli zachowa się zgodnie z zaleceniami lekarzy i finansistów. Więcej zdrowia i więcej kasy. Tu, notabene chciałbym zauważyć, że kryzys ma swoje i dobre strony. W czasach prosperity, lepsze zdrowie oznaczało mniej kasy, bo trzeba było sporo wydawać na pigułki, witaminy, substytuty diety itp. A tu przyszedł kryzys i można mieć i zdrowie, i pieniądze.

    Ale wracając do tematu. Kowalski mniej kupuje bułek, piekarz rwie sobie włosy z głowy, bo mniej piecze. Zyski mu spadają, więc redukuje koszty, czyli zwalnia ludzi. Następnego dnia i Kowalski, i ci zwolnieni ludzie kupują mniej bułeczek, więc piekarz zamyka biznes, bo do tego bank odmówił mu odnowienia linii kredytowej. I mamy kryzys. Jak widać powstał on w głowie dziennikarza, potem Kowalski doprowadził do zawału piekarza, który z kolei doprowadził do zawału tych, co u niego pracowali. W efekcie końcowym mamy całkiem w dobrej formie dziennikarza, nic nie świadomego Kowalskiego, kilkuset zawałowców, zdezorientowany rząd Tuska i Prezydenta Kaczyńskiego, który zepsutym samolotem ewakuował się do Japonii w nadziei, że tam kryzysu nie ma i można będzie sobie spokojnie pogadać. Niestety kryzys to nie choroba, a zjawisko społeczne i w Japonii też już go mają i to chyba w gorszej formie, bo Cesarz Japonii był chory i miał kryzys jednocześnie. Idea przerodziła się w czyn, jak to mówił Lenin, i jak widać miał rację. A wszystko przez niczego nieświadomego Kowalskiego. Za dwa lata, jak twierdzą eksperci, Kowalski obudzi się znowu rano, wstanie, przeciągnie się i tak jak wcześniej stwierdzi, że nic nie widać, a to, co pisały gazety już chyba nieaktualne, bo w nowych gazetach już nic nie piszą o kryzysie, (bo gazet też już nie będzie – przyp. autora). Wybierze się więc do sklepu, kupi dwie bułeczki więcej, od tego piekarza, co jakimś cudem przetrwał. Ten piekarz, który przetrwał zobaczy, że rośnie mu popyt. Zatrudni ludzi – innych, co prawda, bo tamci już wymarli, i ci, których zatrudnił, też kupią bułeczki. Jakiś inny dziennikarz to zobaczy i napisze w nowej gazecie, że kryzys sprzed dwóch lat już minął i jest generalnie fajnie.

    Ale to za dwa lata. Na razie szykują się nowe, ciekawe czasy. Już dziś widać, że świat wariuje. Komunistyczne Chiny pomagają Stanom Zjednoczonym. I słusznie, w końcu wygrał wybory Barack Obama, Ameryka ma zatem kryzys i trzeba kapitalistycznym stanom pomóc. Jak staną na nogi, to może będzie lepiej. Powiedzenie „pewny jak w banku” jest tekstem najczęściej używanym w… kabarecie, a ludzie kupują złoto i obrazy, które według Masłowa są najmniej przydatnym instrumentem w życiu, bo zjeść się ich nie da. Świat zwariował. I jak do tego jeszcze dodać Domestos, którym gospodynie domowe zabijają bakterie tam, gdzie ich nie ma, czyli w WC, to mnie już nic nie zdziwi.

    O tym jak należy się zachować w dobie kryzysu już za miesiąc w kolejnym felietonie z cyklu „Mamy Kryzys”. A propos Domestosa. Każdy mikrobiolog Wam powie, że najwięcej bakterii i do tego groźnych dla zdrowia jest w kuchni na blatach, ścierkach i deskach do krojenia. Tam jest ciepło, wilgotno i w około dużo żarcia wiec bakterie mają się jak w raju. Z kolei te bakterie z WC mają przechlapane i w przenośni i w rzeczywistości. W rzeczywistości są ciągle spłukiwane, więc jest ich zdecydowanie mniej niż w kuchni. A w przenośni, bo gładka, ceramiczna powierzchnia WC nie jest wymarzonym miejscem dla bakterii. Nie ma żarcia, więc generalnie bieda, a i natura tych bakterii jest dokładnie taka sama jak tych w naszym organizmie, wiec są zupełnie nieszkodliwe, nawet jakby w tym WC były.

    A tu przychodzi gospodyni domowa i stawia Domestos w kuchni po dopiero co zrobionych zakupach. Bakterie w kuchni na ten widok dostają gęsiej skórki, ale będzie jadka – myślą sobie skrycie. Potem gospodyni wyjmuje Domestos, wśród bakterii napięcie dochodzi do zenitu, gospodyni odkręca nakrętkę, wśród bakterii nastaje ciszaaaaaaaaaa! a potem ku zaskoczeniu i osłupieniu bakterii gospodyni idzie bić zarazki do WC!  Cisza jeszcze trwa, bo te miliony groźnych zarazków w kuchni chcą uczcić chwilą ciszy te stracone setki nieszkodliwych, bogu ducha winnych bakterii z WC, a potem życie bakterii w kuchni znowu wraca do normy. Ludowe opowieści bakterii coraz częściej opowiadają o rozumnych istotach zwanych ludźmi, którzy postępują zupełnie nierozumnie oraz o tym, że biednym bakteriom z WC zawsze wiatr w oczy. I gdyby się na bakteriach skończyło to i tak nieźle. Ale ten Domestos z milionów mieszkań spływa do morza, w którym latem kąpiemy siebie i nasze dzieci. To miło się kąpać w Domestosie. Lato, słońce i Domestos to wymarzone wakacje. A ja już od dziś polecam rodzicom małych dzieci, aby do kąpieli maluchom dodawali Domestosa zamiast płynu do kąpieli.  Dzieci to nasz skarb i trzeba przecież je od najmłodszych lat hartować.

    W kolejnym felietonie z naszego cyklu o przetrwaniu w dobie kryzysu, czyli tzw. taktyce żaby. Dodam, że żaba to takie małe, zielone stworzenie, które zjadają bociany. Te bociany, które z powodu kryzysu jeszcze nie wyginęły… Jarosław Tuczko.

    Wszystkie prawa zastrzezone | All rights reserved Fingroup 2024