• Ul. Pruszkowska 29B, 02-118 Warszawa +48 22 846 32 18 kontakt@fingroup.com.pl

    Bezpieczny kurs Twoich finansów
  • Jarosław Tuczko: Mamy Kryzys cz. 2

    W poprzednim felietonie z cyklu Mamy Kryzys opisywałem mechanizm powstania kryzysu. Teraz zajmiemy się strategią przetrwania kryzysu. Co powinien zrobić bohater poprzedniego felietonu – piekarz, kiedy Kowalski (jego klient) wprowadza program oszczędzania na bułeczkach na śniadanie?

    W tym temacie, jak zresztą i w każdym innym na pomoc przychodzi biologia lub szerzej Matka Natura. Największe wynalazki ludzkości były rezultatem tak niegodziwego jak się dziś wydaje czynu zwanego potocznie podglądaniem. Gdyby nie podglądano to ludzkość do dziś używała by kamieni i patyków do zabiegów chirurgicznych, a piasku na plaży jako osobistego PC. Zatem podglądać należy i to im więcej tym lepiej. Podglądano ptaki – wymyślono samolot, podglądano ryby – wymyślono statki podwodne. Przykładów jest dużo. Smutne jest tylko to, że pierwsze samoloty tak jak i pierwsze statki podwodne służyły zabijaniu ludzi przez ludzi, choć ani ptakom, ani rybom nawet nie przyszłoby do głowy, aby w taki sposób mądrość natury wykorzystywać. Cóż, ludzie ludziom zgotowali ten los. W każdym razie natura to kopalnia pomysłów i wiedzy, a ja do dziś nie rozumiem oburzenia nauczycieli, gdy podglądałem koleżanki w szatni na basenie. Jednym z niedocenianych, choć znanych powszechnie stworzeń jest małe, obślizgłe, zielone i zimne stworzonko zwane żabą. Generalnie żaby z ludźmi nie maja wielu kontaktów, co jest zdecydowanie dobre dla żab. Mają więcej kontaktów z bocianami, niestety w tym przypadku z korzyścią dla bocianów. Bociany ponoć mają dużo wspólnego z ludźmi, a czemu to już każdy dorosły i dziecko wie. Wniosek z tego taki, ze zagłada żab równa się zagładzie ludzkości, bo mniej żab, to mniej bocianów, a mniej bocianów to mniej ludzi itd. Nikt tego nie sprawdził, ale statystyki ostatnich lat potwierdzają tą teorię. Liczba żab zdecydowanie spada i liczba ludzkości szczególnie w krajach wysoko rozwiniętych tez (tzw. starzenie się społeczeństwa, czyli mniej dzieci się rodzi, bo i mniej jest bocianów). Zatem proszę nie mówić, że żaby nie mają nic wspólnego z liczbą narodzin, bo statystyki mówią zupełnie coś innego.

    Ale wracając do tematu. Co może mieć wspólnego piekarz z żabą ? Okazuje się, że wiele. żaba, choć urodą nie grzeszy, (ale tylko w opinii ludzi, bo pewnie bociany myślą inaczej) to małe stworzenie mające niesamowita wręcz zdolność przetrwania. Małe, zimne, zielone ciałko, choć wrażliwe na bakterie, wirusy i drobnoustroje, posiada dwie fantastyczne cechy: hibernacja i giętkość. Hibernacja to taka zdolność do spowolnienia procesów życiowych do minimum, do tego stopnia, że kilkumiesięczne zamrożenie żaby w bryle lodu nie powoduje istotnych obrażeń na życiu i psychice żaby. Giętkość to zasługa ubogiego systemu szkieletowego. żaba się wszędzie przeciśnie, zwiększy się lub zmniejszy, nie ma dziury lub szczeliny, przez którą żaba się nie prześlizgnie. I to czyni żabę wręcz wyjątkową.

    Nie polecamy piekarzowi, aby się fizycznie upodobnił do żaby. Nie żeby to było niemożliwe. Być zielonym i obślizgłym piekarzem też można, ale nie trudno sobie wyobrazić wyrazu twarzy żony piekarza na widok zielonego i obślizgłego męża wracającego do domu. Sanepid pewnie też byłby nieco zdziwiony widząc takiego piekarza w biurze przemykającego między półkami dopiero co wypieczonego chleba. Tego nie polecamy. Nie polecamy też upodabniania się psychicznego.

    Żadne badania tego nie potwierdziły, ale okres hibernacji spowalnia też znacznie procesy myślowe do niezbędnego minimum. W tym aspekcie zapewne żona piekarza nie zauważyłaby żadnej różnicy pomiędzy stanem przed i po bycia żabą. Ale tu właśnie jest pies pogrzebany, choć kompletnie nie wiem czemu akurat pies. Piekarz nie powinien się upodabniać do żaby. Powinien być żabą, żeby postępować jak żaba. Zima to niewątpliwie kryzys dla żaby. Jest zimno. Owady do jedzenia już dawno wymarły wiec głód zagląda żabie w oczy. Ogólnie niewesoło. Przed ostatecznym zamrożeniem żaba najada się do syta, aby nie czuć się głodną podczas zamrożenia. Je nawet więcej, bo pomimo doniesień prasowych o ociepleniu klimatu, ktoś mógł się pomylić i zamrożenie, tak jak w Seksmisji, potrwa nieco dłużej. Stare owady z brzucha wydala, a w ich miejsce wprowadza więcej świeżych, choć równie martwych owadów.

    Tak jak w kryzysie dla piekarza. Obroty spadają, klientów coraz mniej. Ogólnie niewesoło. Przykładem żaby piekarz, redukuje rozkosze, mniej wydaje i stara się za wszelka cenę, podobnie jak żaba, zgromadzić jak największe zapasy pożywienia na okres hibernacji, nie zapominając jednak o tym, że pożywieniem nie jest mąka a pieniądze. Prawidłowo hibernowany piekarz powinien wejść w kryzys z dużym zapasem gotówki oraz małym i absolutnie świeżym zapasem maki. Dlaczego świeżym, to łatwo odgadnąć, ale dlaczego małym? Dlatego, że ta mniejsza ilość mąki wystarczy na dłużej, bo sprzedaje się mniej bułek. I tez dlatego, że w epoce bankrutujących innych piekarzy ceny mąki będą spadać zresztą jak wszystko. Mniejsze zapasy mąki oznaczają po prostu mniejsze koszty i więcej gotówki nie zamrożonej w mące. Ważne jest tylko to, żeby nie pomylić pojęć. Zamrażamy działalność a nie pieniądze. Pomylenie pojęć to jak włożenie palca w nie tą dziurkę od prądu. Szybko i mało boleśnie, a kryzys nie będzie już nas w ogóle obchodził. W ogóle całe życie doczesne przestanie nas obchodzić. Hibernacja polega też na tym, żeby nie wydawać. Najlepszym, znanym sposobem na wydawanie mniej to pozbycie się małżonki. Ale mądry menadżer tą odwieczna prawdę powinien dostrzec. Mądry menadżer nie rozwiedzie się. Będzie postępował zupełnie odwrotnie w stosunku do tego co mu mówi żona. W efekcie sporo zaoszczędzi, a żona po jakimś czasie sama sobie pójdzie do innego, który jednak będzie jej słuchał. Potem ten ktoś szybko umrze. Co do tego nie ma wątpliwości. Na tym właśnie polega najważniejsze prawo natury, że tylko najlepsze jednostki potrafią przetrwać. Na rozkosze mamy czas podczas hossy, w czasie bessy z rozkoszy rezygnujemy.

    O zasadzie giętkości opowiemy sobie za miesiąc, w kolejnym felietonie z cyklu Mamy Kryzys. A teraz idźmy do domu, zakręćmy ogrzewanie – w końcu zima jest po to, aby było zimno. Wyłączmy prąd, bo wieczór jest po to, aby było ciemno. Przy okazji się wyśpimy, a jak wiadomo w chłodzie się śpi lepiej. Jedzmy mniej, a będziemy zdrowsi. Dzieciom zamiast kupować zabawki wystrugajmy je z kawałka deski, co zdecydowanie polepszy nasze relacje z dziećmi. Tak postępujemy jak już dzieci mamy. Jak nie mamy to powstrzymujemy się od fizycznych żądzy w nadziei, że przysłuży się to naszemu rozwojowi duchowemu. Najfajniejszą zabawką dla moich dzieci była własnoręcznie zrobiona drabinka zwisającą z sufitu. Powiedziałem dzieciom, że robię dla nich zabawkę, ale nie zdradziłem jaką. Od tego czasu towarzyszyły mi we wszystkich zakupach (okrągłe szczebelki drewniane, linka i lakier), pomagały w każdym etapie budowy i ciągle zgadywały, co to może być. Ponieważ czas, od momentu uzyskania informacji, że będzie zabawka do momentu jej otrzymania był długi, ciekawość i chęć posiadania rosły. Dziś już minęły ze 4 lata od tamtych dni, a wisząca drabinka jest ciągle najczęściej użytkowaną zabawka, a ja czasami słyszę, że jestem fajnym tatą. A jaka oszczędność?

    P.S. A propos psa odnalezionego w słowniku: Ileż się słyszy wersji frazeologizmu Tu leży pies pogrzebany?! W tym jest pies pogrzebany; Tu jest pies pogrzebany; Tu się znajduje pies pogrzebany… Powiedzenie to przeniknęło do polszczyzny z języka niemieckiego. Podobno jakiś Niemiec żyjący w XVII w. miał niezwykle mądrego i wiernego psa (wabił się „Stuczel”), którego wykorzystywał jako doręczyciela listów miłosnych kierowanych do pewnej pięknej niewiasty. Niestety, pies zdechł i wtedy, w dowód wdzięczności i miłości, właściciel wystawił zwierzęciu nagrobek z napisem Tu leży pies pochowany

    Jarosław Tuczko – Warszawa, 21 stycznia 2009.

    Wszystkie prawa zastrzezone | All rights reserved Fingroup 2024